Przekaż 1%
29.11.2010 Pielgrzymowanie

To podróż daje nam szczęście, nie jej cel

To podróż daje nam szczęście, nie jej cel – słów kilka o wyjeździe do Paryża… 

Czy rzeczywiście cel podróży daje pełnię szczęścia? Czy może czas spędzony z drugim człowiekiem w podróży przynosi więcej euforii?

Końcówka przygotowań, pakowanie i pora ruszać. Pierwsze kilometry już za nami – dojeżdżamy do Góry Św. Anny. Mszą Świętą rozpoczynamy wspólne pielgrzymowanie. Pogoda choć nieciekawa, nie psuje nikomu nastroju. Dodatkowo pan kierowca z akordeonem rozwesela nasze serca – uśmiech nie znika z twarzy. Zapowiada się naprawdę udany wyjazd.

Zobacz galerię

Wieczorem dojeżdżamy do Bolesławca. Krótka noc, szybki i intensywny sen, by rano móc wstać i wyruszyć dalej na zachód. Pobudka 3:00. Ech, kto wymyślił budzik… Zapowiada się długi i senny dzień w autobusie. Czas mija bardzo powoli, ale nie poddajemy się. Ze śpiewem i modlitwą na ustach pielgrzymujemy wytrwale. W końcu docieramy na miejsce. Sen przychodzi bardzo szybko…

– Nie bójze się babo piekła,

cymze byś tam zgzytała. – To nasz hymn pielgrzymi – kiedy wszyscy już byli zmęczeni i senni, nasz  P. Kierowca wyjmował akordeon i hymnem budził wszystkich bez wyjątku”.

Nadchodzi kolejny dzień. Posileni wyruszamy zwiedzać. Cel pierwszy: Wieża Eiffla. W ciągu dnia niejeden stwierdzi, że to nic szczególnego; za to nocą… Spacer nad Sekwaną, jedziemy dalej, aby jeszcze tu wrócić. Posileni duchem, po Mszy Świętej, ruszamy spacerkiem na Chans Elise. Te kamienice, te budowle- to całkiem inny świat. Kończy się dzień, a nam się wcale nie chce spać… Długie rozmowy nocne, zawiązują się znajomości.

Zwiedzamy Sanktuarium Cudownego Medalika przy ulicy du Bac. Chwila ciszy na przemyślenia i modlitwę. Idziemy dalej do Św. Wincentego a Paulo. Pomagamy sobie nawzajem, by wspiąć się po schodach przed oblicze świętego. Łzy same napływają do oczu… Wieczorem wrażenia się potęgują – znajdujemy się u stóp Wzgórza Montmartre, na którego szczycie znajduje się Sacré Coeur. Nieco spóźnieni wchodzimy do środka, by poczuć klimat wnętrza, poznać historię miejsca…

Kolejne dni przynoszą jeszcze więcej wrażeń – Katedra Notre-Dame, Luwr, Wersal oraz Lisieux. Każdy z zabytków tak samo piękny, cieszy oko bogactwem rzeźb, obrazów, ale jakże odmienny. Notre-Dame, Luwr, Wersal zachwycają swoim przepychem, niestety jest tłoczno, a zwiedzających przybywa. Bazylika Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus – którą rocznie nawiedza blisko dwa miliony ludzi – tak samo wspaniała, ale jakże spokojna; pozwala nam się wyciszyć i pomodlić w skupieniu.

Pomimo brzydkiej pogody jedziemy nad morze. Jak dobrze mieć wokół siebie dobrych ludzi. W podróży pomagają nam rodziny mieszkające w Paryżu; takie „dobre duszki” naszej podróży. Każdego dnia Msza Święta w innym kościele, ale czujemy się tu jak w naszym kraju. Jakież ciekawe uczucie, że jest się w domu, będąc 2000 km od niego… Chociaż tak daleko, to jednak tak blisko – bo jednoczymy się w modlitwie z rodakami, mieszkającymi tu na stałe.

Wielokrotnie, również i tu w Paryżu, miałam okazję się o tym przekonać. Wszyscy siebie wspieramy, służąc bezinteresownym uśmiechem, rozmową. Tak wiele dajemy z siebie nawzajem, ale równocześnie czerpiemy dla siebie. Uczymy się od siebie optymizmu i życia, które choć nie zawsze cudowne i tak jest piękne. Bo mamy po co i dla kogo żyć.

Ktoś, kiedyś powiedział :„Zakochać się w Paryżu i umrzeć…” – śmiało mogę powiedzieć,    że miał rację.

Ania /wolontariuszka/