Przekaż 1%
14.12.2014 Nasze artykuły

Cudowna atmosfera oazy

Po raz pierwszy na oazę pojechałam w roku 1996.  Wyjazd ten był  pełen obaw. Bałam się, czy będę potrafię odnaleźć się w tamtym obcym (jeszcze) miejscu i czy osoby zdrowe zaakceptują moją niepełnosprawność. Obawiałam się także, czy nie będę dla nich zbyt uciążliwą podopieczną. Wprawdzie słyszałam, że wolontariusze zawsze chętnie i z uśmiechem pomagają, że nie boją się powierzonych im obowiązków, ale to wszystko było jedynie teorią. Bycie zależną od obcych osób i zdanie się na ich opiekę trochę mnie przerażało. Jednocześnie byłam tego wszystkiego niezmiernie ciekawa i chciałam spróbować, jak to będzie. Nie wiedziałam wtedy, że oazy staną się jedną z przygód mojego życia a ludzie, których tam poznam – moimi dobrymi duszami.

Od samego początku urzekła mnie cudowna atmosfera oazy i dobroć wszystkich jej uczestników. Wolontariusze, niepełnosprawni – wszyscy byli otwarci na swoje potrzeby i problemy. Z niedowierzaniem obserwowałam pracę młodych wolontariuszy i ich zaangażowanie, z jakim robili wszystko, aby te dwa tygodnie przeżyć jak najpiękniej; by na długo zostały w naszej pamięci (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu). I to właśnie nie miejsce (chociaż zachwycające pięknem przyrody), nie budynek (dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych) a ludzie sprawili, że z ogromną radością w sercu wracałam do nich każdego roku. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że po wspólnie spędzonych dwóch tygodniach wolontariusze i osoby niepełnosprawne nadal chciały utrzymywać kontakt. Nie potwierdziły się moje obawy, że zawarte na oazie znajomości skończą się wraz powrotem do domu.  

Przez wiele lat uczestnictwa w oazach poznałam mnóstwo ludzi, którzy aktywnie uczestniczą w moim życiu: dzwonią, esemesują, odwiedzają.  Pamiętają    o mnie i są ze mną. Nawet w ciężkich chwilach, kiedy ponad trzy lata temu byłam poważnie chora i dłuższy okres czasu spędziłam w szpitalu, ktoś codziennie przy mnie był. Oprócz rodziny, która jak zawsze opiekowała się mną i z wielkim zaangażowaniem  bardzo się o mnie troszczyła i opiekowała się mną , przychodzili do szpitala również moi przyjaciele, którym bym bardzo chciała podziękować;miedzy innymi: Agnieszce Jurasz (Szady), Patrycji Polak,                ks. Romanowi Łagoszowi. Przepraszam, że nie wszystkich wymieniam w tym miejscu z nazwiska, ale jest to zwyczajnie niemożliwe, bo byłaby to bardzo długa lista. Nie tylko przynosili rzeczy umilające mi dłużący się czas. Przede wszystkim przynosili dobre słowo, otuchę i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Ich zapał i wiara w mój powrót do zdrowia dodawały mi chęci do walki z chorobą. Chciałabym w tym miejscu  także wyróżnić rodzeństwo Joannę i Krzysztofa Surdejów – którzy byli przy mnie niemal każdego dnia i opiekowali się mną             z zaangażowaniem równym rodzinie. A przychodzili do mnie tak często, że personel pracujący na oddziale i leżący ze mną chorzy byli przekonani, że są oni członkami rodziny. 

Dziękuję Wam Wszystkim – Kochani; za Wasze dobre serce, życzliwość a przede wszystkim za to, że jesteście. Dziękuję także  Bogu, który dawno temu skierował mnie na drogę oazowych wyjazdów, dzięki którym mogłam doświadczyć mocy Jego i ludzkiej życzliwości. Niech błogosławi wspaniałe oazowe dzieło i ludzi, którzy swoją obecnością i pracą przyczyniają się do jego rozwoju. Wszystkich wahających się, czy wziąć udział w oazie, gorąco zachęcam, by nie bali się i powiedzieli ,,tak” tej niesamowitej przygodzie.